Rzeź klanu Uchiha

Rozdział I
4. "Rzeź klanu Uchiha"

I'll take you by the hand
And I'll show you a world that you can understand
This life is filled with hurt
When happiness doesn't work
Trust me and take my hand
When the lights go out you will understand 

» muzyka «

.................................................................


     W siedzibie Akatsuki zapowiadał się kolejny nudny dzień. Członkowie kręcili się między sobą, jakby każdy z nich był w innym świecie. Deidara lepił z gliny swoje figurki, Sasori dopracowywał bojowe lalki a Kakuzu i Hidan kłócili się, jak to mieli w zwyczaju. Mathilde siedziała gdzieś w kącie oparta o ścianę i przyglądała się każdemu z osobna. Najwięcej uwagi poświęciła cichemu mężczyźnie, który dokładnie tak jak ona siedział na uboczu. Miał pociągającą aparycję. Był przystojny, subtelny, a przy tym bezwzględny. Słońce wpadające przez okno nadawało jego rudym włosom pięknego blasku. Hidan kiedyś jej powiedział, że "świat nie za nikogo bardziej skrytego i bardziej zabójczego niż Pain". Rudowłosy zorientował się w końcu, że ktoś zawiesił sobie na nim wzrok i zaczął błądzić swoim w poszukiwaniu owej osoby. Przeleciał oczyma wszystkich swoich kompanów, jednak nie był to żaden z nich. Dopiero po chwili zauważył w ciemnym kącie dwie złote tęczówki, które nieśmiało zerkały w jego stronę. Chłopak wyjął dłonie z kieszeni czarnej, luźnej bluzy i wstał z krzesła, na którym wcześniej siedział. Powolnym krokiem ruszył w stronę blondwłosej diablicy. Z każdym jego krokiem serce Gordon biło szybciej, była zawstydzona, że rudowłosy zauważył ją, podczas gdy ona go podglądała.
   - Mathilde. - baryton mężczyzny rozbrzmiał nad jej głową. Uniosła ją do góry i zauważyła, jak Pain wyciąga do niej swoją dłoń. Bez namysły chwyciła ją, a ten pociągnął dziewczynę do siebie. - Nie siedź na ziemi, bo wilka dostaniesz. - rudowłosy zaśmiał się do niej miło po czym puścił jej rękę.
   - Taaak... racja... - wymamrotała nerwowo drapiąc się po karku.
   - Wiesz, że jesteśmy razem? W duecie? To ze mną będziesz chodziła na misje. - Gordon przytaknęła mu skinięciem głowy.
   - Pain! - wtem rozszedł się po jaskini głos Madary. - Mathilde! - oboje podeszli do lidera, a ten wręczył im zapieczętowany zwój. - Ruszcie jeszcze dziś. To nie może czekać.
Rudowłosy i Gordon spojrzeli na siebie znacząco. Za chwilę oboje znaleźli się w swoich pokojach i pakowali manatki.
Spotkali się spowrotem w głównym "holu" jaskini. Pain sprawdził, czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrał, Mathilde zaś prócz płaszczu Akatsuki, który dostała od Madary, nie wzięła nic.
   - Itachi... - powiedziała w myślach i odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Po minie Uchihy było widać, że jest czym  bardzo zaniepokojony. I prawdopodobnie być na miejscu Pain'a.
   - Do zobaczenia... Diablico. - mruknął pod nosem czarnowłosy posiadacz sharingana.

   - Gaara? Gaara z Pustyni? - Mathilde już od początku podróży wypytywała Pain'a dosłownie o wszystko. - Coś o nim słyszałam, ale czemu konkretnie potrzebujemy jego ciała?
   - Ma w sobie jednoogoniastego demona. Shukaku. Madara coś z tymi ogoniatymi bestiami kombinuje, ale nie mam pojęcia co dokładnie. - stwierdził rudowłosy. - Nie jest ciężkim przeciwnikiem, poradzimy sobie z nim bez problemów. To dobry cel na twoją pierwszą misję.
Panna Gordon nic nie odpowiedziała na jego słowa. Z jednej strony cieszyła się, że nie będzie to ciężkie zadanie, z drugiej zaś nie podobał jej się fakt, że Pain ewidentnie nie docenia jej umiejętności.
   - Phi! Zdziwiłbyś się. Kiedyś nakopię ci do tyłka. - warknęła Mathilde patrząc na swojego towarzysza spod byka. Ten zaśmiał się i zatrzymał.
   - Zatrzymamy się tu. Ruszymy jutro z samego rana. - zaczynało robić się ciemno, a w ciemności nie podróżuje ani nie walczy się dobrze. - Poza tym, nie wątpię, że jesteś silna. Swoją potęgą trzeba umieć rozporządzać.
Tym razem Gordon puściła jego uwagę mimo uszu. Widząc, że rudowłosy usiadł pod drzewem i wyciagnął nogi przed siebie, postanowiła pójść w jego ślady. Przycupnęła obok niego i westchnęła cichutko.
   - Dobrze znasz Itachi'ego? - zapytała mierzwiąc opuszkami palcow miękką trawę. Ewidentnie unikała kontaktu wzrokowego z rozmówcą.
   - Itachi'ego? A czemuż to interesuje cię staszy z Uchihów?
   - Tak... Jakoś... - nerwowo przełknęła ślinę, przy czym nieśmiało zerknęła na Pain'a.
   - Jego historia jest... Dość złożona... - zaczął niepewnie. - Ale jeśli chcesz, przytoczę ci to, co wiem. - dziewczyna natychmiast przytaknęła.

     Zbliżał się wieczór, gdy do domu Itachi'ego zapukał posłaniec z wioski. Starszy z bratów otworzył drzwi i zdziwiony odebrał list. Usiadł na schodkach przy ganku i otworzył kopertę. Starszyzna wioski koniecznie chciała się z nim widzieć. Czarnowłosy schował list do kieszeni i wrócił do domu, na kolację. Usiadł do stołu razem z całą rodziną, po czym udał się do swego pokoju, gdzie dłuższy czas nie mógł spać. 
Itachi z samego rana wyruszył do budynku ANBU. Ubrany w całą zbroję ninja, przekroczył próg gabinetu, gdzie siedział Danzo, Trzeci hokage i cała reszta.
   - Uchiha... - mruknął Danzo. - Trzeci... Mów. Ja... Nie przejdzie mi to przez gardło. - szef ANBU spuścił głowę w dół.
   - Itachi...- zaczął Hokage. Czarnowłosy nie dał po sobie poznać, że jest zestresowany jak nigdy wcześniej. Jego twarz była poważna i bez uczuć, jak zwykle. - Podejrzewamy, że twój klan spiskuje, przeciwko wiosce.
Posiadacz Sharingana jedynie domyślał się, o co może chodzić starszyźnie. W jego oczach prawie pojawiły się łzy, lecz powstrzymał się od uwolnienia ich na wolność.
   - Trzeba się ich pozbyć. - warknął Danzo. Itachi spojrzał na niego wielkimi oczyma. W końcu chłopak miał dopiero 16 lat. 
   - Spokojnie... Danzo. Daj spokój. Nie mamy pewności... Dlatego Itachi... Tu zaczyna się twoje zadanie. Masz być szpiegiem, dochodzenie pokaże, co tak naprawdę knują Uchiha.
Młodzieniec po tym wszystkim opuścił pokój starszyzny. Z jednej strony odetchnął z ulgą, że nie musi nikogo ze swoich zabijać. Z drugiej zaś, spodziewał się, że to wydarzy się prędzej, czy później. 
Kilka dni później, do domu Uchihów zastukała miejscowa policja. Czterech mężczyzn bacznie przyglądało się Itachi'emu, gdy ten wychodził z domu.
   - Ten chłopak. Nie żyje. - warknął jeden z policjantów pokazując zdjęcie młodego mężczyzny, z poczochraną, czarną czupryną. 
   - Co? -  zdumiony czarnowłosy chłopak wyczuwał, że policja podejrzewa go o morderstwo. 
   - Był twoim jedynym przyjacielem. Oto jest list pożegnalny... Mniemam, że z twoim sharinganem nie byłoby trudne podrobienie jego pisma... - burknął najniższy z milicji. Itachi nie wytrzymał. Rzucił się na jednego z policjantów, a gdy reszta chciała go bronić, skopał tyłki wszystkim milicjantom dookoła.
     Uchiha wszedł do domu, gdzie siedział jego ojciec - Fugaku. Jakiś czas temu poprosił Itachi'ego, aby ten szpiegował dla niego Konochę. Wtedy łatwiej będzie mu przeprowadzić atak na wioskę. Chłopak raportował wszystko, co tylko udało mu się ustalić, a jego ojciec nie jednokrotnie mówił mu, jaki dzięki temu jest z niego dumny.
Przechadzając się późną nocą, Itachi spotkał Danzo.
   -Chłopcze... Zabiłeś własnego przyjaciela, dla potęgi? - spytał zdziwiony starzec. - Ty taki nie jesteś...
   - Masz rację... Nie jestem. Nie zrobiłem tego. Mój przyjaciel wiedział o misji, powiedziałem mu. Ten popełnił samobójstwo, bym poprzez jego śmierć otrzymał wzmocnionego sharingana. Chciał mi pomóc... Swoją drogą. Już czas. Klan jest coraz bliżej buntu. Muszę się tym zająć...
   - Itachi... - mruknął smutno Danzo.
   - Tylko ja mogę to zrobić... Pod jednym warunkiem. Sasuke, ma żyć. 
Przedostał się niezauważalnie przez mury i przykucnął na dachu jednego z budynków. 
   - Sharingan! - uruchomił swój kekkei genkai. Zachłysnął się jeszcze parę razy powietrzem, by trochę się uspokoić.
Uchiha zeskoczył na dół. Wszedł do pierwszego domu, który był przy drodze. Wyciągnął swoją katanę i tym samym rozpoczął rzeź
   - Babciu... - szepnął, wpychając miecz w brzuch swojej bliskiej. Szybko wyciągnął ostrze i zamachnął się nim do tyłu, odcinajc stojącemu za sobą mężczyźnie głowę. - Dziadku...

     Itachi brnął dalej. Mordował jednego za drugim, przy czym robił to po cichu, by nie wzbudzić zbędnej paniki. Zarzynał bezlitośnie swoich bliskich, sąsiadów, ludzi, z którymi obcował od maleńkości. Czuł, że z każdym odebranym życiem, traci cząstkę siebie.
Itachi'emu został jeszcze tylko jeden, jego własny dom. Miał cichą nadzieję, że Sasuke nie ma. Że nie wrócił jeszcze z akademii. Czarnowłosy wszedł do domu, światła były pogaszone, jego rodzice przygotowali się na jego przybycie. Chłopak otworzył drzwi, do sypialni rodziców, ci siedzieli na podłodze przygotowani do egzekucji. 
   - Synku... - szepnęła mama.
   - Wiedz, że jestem z ciebie dumny...- rzekł ojciec.
   - Kochamy cię, Itachi. Wiemy, że nie masz wyboru... - do oczu Uchihy, po słowach mamy, zaczęły napływać łzy. Tych nie potrafił powstrzymać. Spływały po jego policzkach, gdy jego rodzice mówili mu jacy są z niego dumni i jak bardzo kochają jego i Sasuke.
   - Obiecaj nam jedno... Opiekuj się Sasuke... - wyszeptał tata.
   - Obiecuję... - powiedział Itachi, po czym zamachnął się mieczem, odbierając tym samym życie swoim rodzicom.

 - Sasuke... - szepnął, gdy usłyszał, jak małe stópki jego młodszego brata zakradają się do domu. Chłopiec wszedł do salonu z uśmiechem na twarzy, który nie utrzymał się na jego buźce za długo.
   - Co... Co się stało?! Mamo! Tato! - wrzasnął i od razu zalał się łzami. Upadł przy martwych, zakrwawionych ciałach rodziców. - Itachi! Ktoś zabił rodziców! Uciekajmy stąd! - krzyczał malec.
   - Oj... Sasuke... Mój mały, głupi braciszku... - warknął starszy Uchiha. - Mangekyuo sharingan! - uruchomił bardziej zaawansowaną technikę swego kekkei genkai. Dzięki temu mógł pokazać bratu, co naprawdę się stało i kto zabił rodziców. Prowadził swego brata przez czarno-białą wizję rzezi swoich bliskich. 
   - Itachi... Dlaczego?! - Sasuke rzucił się na starszego brata, jednak ten wcale nie chciał go zabijać. Gdy mały na niego pędził, ten kopnął go w klatkę piersiową i odrzucił tym samym na drugi koniec pokoju.
   - Kiedyś przyjdzie taki dzień... I dowiesz się, dlaczego. - warknał starszy Uchiha.

   - Itachi w wieku 4 lat zobaczył, jak wygląda wojna. Gdy klan chciał zaatakować wioskę, ten go wybił, by zapobiec bitwie. Poświęcił swoje życie, swoją reputację, wszystko. Żeby uratować ukochaną wioskę... Za pomocą Mangekyo Sharingana zaszczepił w swoim młodszym braciszku chęć zemsty, by ten, jeśli będzie tak potężny jak Itachi, znalazł go i zabił, tym samym stając się bohaterem wioski. Nazwisko Uchiha odzyskałoby wtedy dawną świetność. - dokończył Pain.



Koniec rozdziału I