była jak zjawa

Rozdział I
2. "Była jak zjawa"

"CAN'T YOU HELP ME AS I'M STARTIN' TO BURN?

TOO MANY DOES AND I'M STARTING TO GET AN ATTRACTION

MY CONFIDENCE IS LEAVING ME ON MY OWN

NO ONE CAN SAVE ME AND YOU KNOW I DON'T WANT THE ATTENTION"

» muzyka «

He who makes a beast of himself 
gets rid of the pain of being a man.
~ DR. JOHNSON
....................................................................

     Mathilde siedziała w klatce już od kilku dni. Regularnie dostarczali jej jedzenie oraz wodę, jednak naczynia z posiłkami pozostawały nietknięte. Dziewczyna siedziała po turecku z dłońmi złożonymi jak do modlitwy, a głowę z zamkniętymi oczyma spuściła w dół. Jasne kosmyki włosów opadały na jej bladą twarz.
Minęło kolejne kilka dób, a postawa panny Gordon nie zmieniła się nawet o ciupińkę. Członkowie Akatuki pilnowali jej na zmianę, parami. Była zbyt niebezpieczna by zostawić ją bez opieki, lub by pilnować jej w pojedynkę. Wydawało się, że tylko Hidan oraz Kakuzu nie byli przejęci sytuacją, siedzieli nieopodal klatki bardzo wyluzowani. Sam Madara siedział parenaście metrów dalej, gdyby coś miało się stać.
I stało się. Ciało dziewczyny rozbłysło czerwonym płomieniem, a na jej głowie wyrosło demoniczne poroże. Kamienie w jej czaszcze również zamigotały krwistą czerwienią. Mathilde wstała, wyprostowała się i ukazała się jej twarz - jeszcze bardziej niepokojąca niż zwykle. Tęczówki zmieniły kolor na bordowe, żyły pod oczami nasyciły się granatowym odcieniem, a w jej oczach można było ujrzeć zło, jakiego nawet Hidan nigdy nie widział. Madara zerwał się ze swojego "tronu" i popędził w stronę klatki. Cała reszta Akatsuki utworzyła okrąg w okół dziewczyny; przygotowali się do ewentualnej walki z Diablicą. 
Klatka zaczęła się rozszerzać pod naporem ogromnych, kruczoczarnych skrzydeł, jakie wyrosły z pleców Mathilde. Aby je w pełni otworzyć, musiała użyć wszystkich swoich sił - i tak też się stało. Pręty wystrzeliły w każdym możliwym kierunku. Szybki refleks każego z Akatsuki pozwolił im na uniknięcie ewentualnego trafienia. Ich oczom ukazał się niesamowity widok kobiety z pokaźnym porożem oraz wręcz gargantuicznymi skrzydłami. Jej ciało wydawało się palić żywym ogniem, a ona sama ewidentnie nie była pocieszona sytuacją, w której się znalazła. 
Madara nie mógł wykrztusić z siebie nawet cichutkiego jąknięcia. Stał w bezruchu przytłumiony strachem, jakiego nie czuł od dawna. Gordon zaczęła intensywnie wachlować skrzydłami. Lider oraz kilku członków organizacji podmuch odepchnął i z impetem uderzyli oni o ścianę. Dziewczyna zaczęła powoli unosić się do góry, wtem Madara krzyknął:
   - Itachi! Nie daj jej uciec!
Ninja skinął potakująco głową do swego lidera, a gdy Mathilde wyleciała z jaskini, ten ruszył za nią. Dziewczyna leciała bardzo szybko, jednak Itachi nie zostawał w tyle. Leciała ponad koronami drzew, po których ścigał ją Uchiha. Ten gdy tylko wyczuł okazję, odbił się od gałęzi i wytrzelił do góry jak petarda. Dłonią dosięgnął stopy dziewczyny i chwycił się jej. Zachwiało to jej równowagę i zaczęła stopniowo spadać. Trochę się poharatała, lecz w końcu wyrównała tor lotu.
   - Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęła, probując zrzucić z siebie intruza, lecz ten wyjął kunaja i wbił go w łydkę blondynki. Mathilde syknęła z bólu i zaczęła spadać na nowo. Tym razem gdy poczuła silny ból w nodze, jej skrzydła zaczęły stopniowo zanikać, płomienie również. Oczy wróciły do normy, a ona sama ujrzała jedynie mroczki przed oczyma. Straciła przytomność. Itachi uskoczył na pobliską gałąź, a Gordon bezwładnie leciała w dół, kiedy to gałęzie drzew haratały jej odsłonięte części ciała. Z pełnym impetem uderzyła w ziemię.
Itachi po chwili konsternacji zeskoczył zwinnie na dół i ostrożnym krokiem podszedł do złocistowłosej. Przewrócił ją na plecy. Zauważył na jej rękach oraz twarzy liczne zadrapania, a oddech nie był regularny. Złapał jej nadgarstek, by sprawdzić puls. Wszystko było w porządku.
Dziewczyna po kilku minutach zaczęła dochodzić do siebie. Otworzyła delikatnie oczy i ujrzała beznamiętną twarz Uchihy.
   - Czego... Ode mnie... Chcesz... - wydukała, krztusząc się krwią. Itachi pomógł jej usiąść, przytrzymywał jej plecy.
- Chcemy ci pomóc. - odparł. - Masz niesamowity dar, który dla naszego lidera, Madary jest niezwykle cennny. 
   - Ja nic nie... Jestem... Niepotrzebna. - z jej ust padły kolejne słowa. - Chcę wrócić do domu.
   - Nie masz domu. Nikt cię nie akceptuje, ze względu na twoją inność. W naszych szeregach inność się ceni, tutaj będziesz kimś. Nie będziesz już nigdy więcej samotna. Co więcej, zaczną cię doceniać.
Mathilde spojrzała w jego czarne oczy. Mówił prawdę, czuła to. Zobaczyła w jego tęczówkach samą siebie, byli do siebie trochę podobni. 
   - Chcę tylko żyć normalnie... Nie w odosobnieniu. Jak do tej pory. - spuściła wzrok w dół. - Nazywam się Mathilde, Mathilde Gordon. 
   - Itachi Uchiha, Diablico. - jego kąciki ust delikatniu wychyliły się ku górze. Dziewczyna zaśmiała się, jednak ból w klatce piersiowej przerwał jej radość. Złapała się za mostek i syknęła cicho z bólu. Czarnowłosy zdjąć swój płaszcz Akatsuki i owinął nim ramiona Mathilde. Delikatnym ruchem wziął ją na ręce i wskoczył na drzewo, po czym skierował swe kroki do kryjówki. 
   - Czemu się zatrzymujesz? - zdziwiła się Gordon, gdy mężczyzna zatrzymał się na jednej z gałęzi.
   - Ktoś za nami idzie... - zmarszczył czoło i zeskoczył na ziemię zaniepokojony obecnością wroga. Odłożył dziewczynę na trawę i oparł ją o drzewo. Bacznie rozglądał się w poszukiwaniu ewentualnej zasadzki, jednak nic nie wychwycił. 
   - No proszę, proszę... Itachi Uchiha. We własnej osobie. - oczom czarnowłosego ukazały się cztery maski ANBU z Konohy. Ninja otoczyli go dookoła, lecz członek Akatsuki zachował trzeźwy umysł.
   - Mangekyo Sharin... - nie zdążył. Znikąd pojawił się shuriken, który skończył swą podróż w biodrze nieszczęśnika. Itachi nie zauważył jeszcze jednego agenta ANBU. 
   - Pięciu na jednego... - mruknął pod nosem. Mathilde widząc sytuację, próbowała wstać i pomóc Itachi'emu, jednak ból w klatce piersiowej i łydce był zbyt wielki. 
Cała piątka ninja rzuciła się w stronę starszego z Uchih'ów. Ten zdążył tylko wyjąć dwa kunaje i zaczął się bronić. Odpychał wrogów i ich ataki, jednak czuł, że nie jest w pełni sił. Uderzenie o ścianę jakini dało mu w kość. Jednemu z ANBU udało się kopnąć Itachi'ego, a ten uderzył o pobliskie drzewo. Z jego ust pociekła stróżka krwi. Agenci nie tracąc czasu wyruszyli biegiem w stronę swojego wroga. Kopali go po całym ciele, nie oszczędzając jego głowy. Po kilkudziesięciu sekundach przestali, a Itachi osunął się na ziemię, opierając się plecami o drzewo. Czuł przeszywający ból dosłownie wszędzie. Ciśnienie rozrywało jego czaszkę od środka. Gorąca krew spływała z ran na skórze, która pękła od nadmiaru kopniaków. Uchiha nie był przygotowany na walkę z aż pięcioma przedstawicielami ANBU.
Agenci odsunęli się od niego na około dwa metry i wyciągnęli shurikeny.
   - To koniec... Wreszcie spotkała cię należyta kara. - odezwał się spod maski zadowolony głos lidera oddziału. - Sporo mi dadzą za twoją głowę.
Cała piątka ninja rzuciła shurikenami w stronę Itachi'ego, jednak żaden z nich nie musnął chociażby celu. Na ich drodze stanęła Mathilde, która znów płonęła żywym ogniem. Nie posiadała teraz żadnych zmian cielesnych, jak poprzednio. Odepchnęła shurikeny, a te poleciały gdzieś w bok. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie; czerwone płomienie uniosły pięciu agentów do góry na parę metrów. 
   - Diablica... - wykrztusił Itachi, który dopiero teraz naprawdę cieszył się, że nie musiał z nią walczyć. Była jak zjawa. Jak blady, czarny anioł stróż, który wyłonił się z ciemności, aby go ratować. 
Płomienie zaczęły parzyć przedstawicieli Konohy. Wrzeszczeli w niebogłosy gdy ich skóra topiła się za sprawą zbyt wysokiej temperatury. W końcu nie zostało z nich nic, a Mathilde upadła obok Itachi'ego. 
   - Masz u mnie dług... - wymamrotała ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, po czym odpłynęła.
Uchiha nie wiele myśląc pobiegł po swój płaszcz, ponownie ją z niego zawinął i uniósł w swych ramionach. Resztkami sił zaczął zmierzać w stronę kryjówki, wiedząc, że Madara nie jest cierpliwy.

....................................................................

Kolejna część rozdziału pierwszego za nami! Uzupełnione zostały rubryki w zakładce "BOHATERZY", tak więc zapraszam do przeglądania. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz