polowanie na czarownice

Rozdział I
1. "Polowanie na czarownice"

'till everything burns
while everyone screams
burning their lies
burnng their dreams
» muzyka «

.......................................................................

     Od dłuższego już czasu w szeregach Akatsuki tyle się nie działo. Madara zwołał zebranie w swojej tajnej kryjówce, co wskazywało na jakieś wyjątkowo ważne dla niego zadanie. Każdy z członków musiał przerwać dotychczasową misję, na rzecz zjawienia się na spotkaniu. 
Itachi i Kisame dotarli jako pierwsi. Weszli do ogromnej jaskini, gdzie na środku medytował Madara. Gdyby nie parę pochodni, byłoby tu ciemno, jak nie powiem gdzie. Starszy Uchiha nie był pewien, czy może się odezwać i przerwać tym samym czynność wykonywaną przez szefa; jednak nie tylko on miał ten problem w myślach. Kisame bowiem spojrzał znacząco na swojego towarzysza, a ten odwzajemnił mu skołowane spojrzenie. Stali więc w milczeniu i oczekiwali kolejnych członków grupy. Nie trwało to długo, gdyż niedługo po nich pojawił się Deidara z Sasorim, a za nimi weszła już cała fala ludzi z Akatsuki. 
   - Jak zwykle mnie nie zawiedliście. Jesteście na czas. - potężny głos Madary uniósł się w jaskini, powodując tym samym echo. - Musimy zwerbować nowego członka. Sami wiecie, że odkąd Konan zginęła w walce z Jirayą, mamy braki w szeregach. Pein nie może aktywnie uczestniczyć w misjach, a to dla nas ogromne marnotrawstwo zasobów. 
   - Masz kogoś konkretnego na myśli? - Sasori pewnym tonem przerwał Madarze jego wywód. Widać było na twarzy "Szefa", że nie spodobało mu się to.
   - Chyba nie myślisz o... - Itachi nie mógł się powstrzymać. - ... o Sasuke? - jego głos drżał, jakby spodziewał się najgorszego. 
   - Nie. - stanowczo zaprzeczył Madara - Myślę o pewnej kobiecie z Takigakure.
   - To moja wioska! - krzyknął podekscytowany Kakuzu. - Znam tą wioskę jak nikt inny, muszę pójść na tą wyprawę!
   - Zamknąć się! - wrzask Madary odbił się od potężnych ścian kryjówki, kując wręcz uszy słuchaczy. - Ja o tym zadecyduję, kto pójdzie a kto nie. - lider westchnął ciężko, wziął głęboki oddech i zaczął monolog od nowa. - Nazywa się Mathilde Gordon. Pochodzi z Takigakure i nie jest zwykłą osobą. Nie jest nawet ninją. Posiada jednak umiejętności, które chcę posiadać w swoich szeregach.
Madara rozejrzał się po jaskini z uwagą i powagą i wskazał palcami trzy osoby. Kakuzu, Itachi i Pein.
   - Wasza trójka wyruszy natychmiast do Takigakure i przyniesie tę dziewczynę do mnie. Nie interesuje mnie jak to zrobicie. Ma tu być. Jak najszybciej.
   - Tak! - cała trójka krzyknęła niemalże jednocześnie, po czym wybiegli z jaskini zostawiając resztę w tyle.

     Wyprawa przebiegła bez zbędnych przeszkód i walk, tak więc wielka trójka wybrańców była praktycznie w pełni sił, by stawić czoła wyzwaniu. Niepostrzeżenie przedarli się przez mury miasta i wtopili się w tłum używając specjalnych technik. Pytali przechodniów o poszukiwaną. Wszyscy o niej słyszeli, jednak nie wiedzieli gdzie może się znajdować, a niektórzy nawet byli zdziwieni, że ktokolwiek o nią pyta.
   - Coś mi tu śmierdzi. Czemu wszyscy ą tacy oburzeni jej osobą? - to retoryczne pytanie zadał Pein. 
   - Tu jej raczej nie znajdziemy. - stwierdził Itachi - Poszukajmy wokół miasta.
Uchiha miał nosa do takich spraw i sprytnie wywnioskował, iż ktoś nie jest mile widziany w mieście, może się kręcić w okół niego. 
Zaczęło się ściemniać, a śladów poszukiwanej Mathilde nie było nigdzie. 
   - Zaczynam wątpić, że ona istnieje, a ludzie tutaj są totalnie ześwirowani... - burknął Pein. Kakuzu spojrzał na niego przymróżonymi oczyma. W końcu on pochodzi z Takigakure i nie uważa się wcale za świra.
   - Chłopaki... Patrzcie. - Itachi wskazał palcem na średniego wzrostu blondynkę o długich złocistych włosach. Miała bladą cerę i wyglądała trochę jak odludek. - To ona. Czuję to.
Blondynka wracała do wioski, kiedy tylko słońce zachodzi a ludzie udają się do domów, ona również wraca niezauważona. Tym razem kto ją bacznie obserwował.
   - No czeeeeść... - złotowłosa odskoczyła intuicyjnie, gdy przed jej twarzą ukazała się twarz niezbyt wyględnego Kakuzu. Rozglądając się na boki spostrzegła Itachi'ego oraz Pein'a. - Ładniejsza jesteś od Konan. 
   - Zamknij się! - wrzasnął Pein wyraźnie rozgniewany gadaniem Kakuzu. Nie chciał jednak za bardzo go zirytować. Kakuzu łatwo się denerwował i zabił już mnóstwo swoich poprzednich towarzyszy. 
   - Czy ty naprawdę myślisz, że twoja głowa może na mnie krzyczeć?! - odgroził mu się były mieszkaniec Takigakure. 
Na dłoniach dziewczyny zaczęły pojawiać się czerwone, mgliste płomienie. Podczas nieuwagi Kakuzu dotknęła jego głowy, a ten osunął się na ziemię. Klęknął przed kobietą i złapał się za policzki. Mamrotał coś pod nosem, jednak jego oczy mówiły o wiele więcej. Cierpiał, bardzo. Ból psychiczny, jaki nałożyła na niego swoją hipnozą Mathilde był o wiele gorszy od wbitego kunaja w żebra. Dziewczyna odwróciła się w stronę Itachi'ego i ponownie utworzyła na dłoniach czerwone płomienie.
   - Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo! - w tym momencie płomienie wystrzelily prosto w jego twarz, jednak zdążył uskoczyć na bok. W tym samym czasie Pein wytworzył metalowy pręt w swojej dłoni i rzucił w stronę dziewczyny. Nie dotknął on celu, gdyż Mathilde czując, że zza pleców zbliża się niebezpieczeństwo utworzyła za sobą powietrzną barierę, która odrzuciła pręt gdzieś w krzaki. 
   - Mangekyou sharingan! - usłyszała. Chwilę później znalazła się w zupełnie innym wymiarze. Niebo było czerwone, jednak nie od zachodzącego słońca. Wydawało się, że płonie żywym ogniem. Wszystko dookoła było kruczoczarne, a Itachi zbliżał się do niej z każdą sekundą. Chciała uciekać, jednak biegnąc, Uchiha i tak się do niej zbliżał, a ona jakby stała w miejscu. 
   - Cos ty mi zrobił! Zostaw mnie w spokoju! - wrzeszczała przerażona Gordon. - Wypuść mnie, wypuść!
Itachi nic nie mówiąc dotknął jej ramienia, a ta osunęła się na ziemię nieprzytomna. Zasnęła.

   - Udało wam się... - mruknął Madara, patrząc na śpiącą dziewczynę, która miała związane ręce, oraz nogi. Mimo iż znajdowała się w celi z prętów Pein'a. 
Po paru godzinach przebudziła się. Powoli otwierając oczy, dostrzegała kolejne nieznane jej twarze. Szeptała coś pod nosem, jednak nie było możliwości wyłapania jej słów. 
   - Wstała! Nasz mały, nowy śpioch. - Deidara pogardliwym głosem wygłaszał swoje komentarze. Odechciało mu się dopiero, gdy zobaczył twarz dziewczyny. Złote, duże oczy, pod którymi rozchodziły się jasnoniebieskie żyłki. Nad brwiami miała dziwne, czerwone "kamienie". Każdy członek Akatsuki widział dopiero pierwszy raz coś takiego, byli zszokowali, ale zafascynowani nową członkinią. 
   - Cieszymy się, że się już obudziłaś. - sam Madara podszedł do klatki, w której siedziała. Przykucnął przy niej i posłał jej delikatny uśmiech. - Wiele dla nas znaczysz. 
   - Tylko... Czemu...? - wymamrotała cichutko. - Bo nie ma we mnie nic... I nic nie jestem warta... A czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart... 
..................................................

Pierwszy rozdział mamy za sobą! Mam nadzieję, że się podobało i chociaż niektórzy z Was zainteresują się dalszymi losami bohaterów. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz